Strona główna
Logo

Podziel się swoją historią

 

Zapraszam do podzielenia się swoją historią. Jeśli jesteś osobą, która doświadczyła problemu toksycznego związku, nałogowej "miłości" czy po prostu cierpienia w relacji i podjęłaś decyzję o zmianie swojego życia - napisz o tym. Droga walki o samą siebie, mierzenie się z bólem, który przychodzi, często są tak trudne, że wydają się nie do przejścia. Wtedy nadzieja od osób, które tę drogę przeszły, potrzebna jest najbardziej. Jeżeli udało Ci się uzdrowić swoje życie, jeżeli zrobiłaś dla siebie coś, co może być inspirujące dla innych - podziel się tym. Mam poczucie, że nic nie jest takim wsparciem jak to, że innym się udało. A wielu kobietom się udaje. Pracuję z nimi na co dzień, podziwiam je i wspieram. Zachęcam Was do opisania swojej historii, do bycia inspiracją dla innych kobiet i mężczyzn, do pokazania, że choć zmiana nie jest prosta, to jednak możliwa. Jeśli jesteś mężczyzną i masz podobne doświadczenia, czekam również na Twoją opowieść.

Wasze historie (anonimowe bądź podpisane - to będzie zależne od każdej/każdego z Was) umieszczę na swojej stronie.

Pozdrawiam serdecznie i czekam na Wasze listy: karolina@uzaleznienieodmilosci.pl

Karolina

 

"Historia o braku miłości"

Witam:)
Jestem osobą, która dużo w życiu przeszła. Najbardziej traumatyczne zdarzenia miały miejsce w dzieciństwie. Choroba psychiczna matki, alkoholizm ojca, który odszedł do innej rodziny na wczesnym etapie mojego życia, sprawiły, że emocjonalnie byłam zawsze opuszczona. Brak poczucia bezpieczeństwa, wsparcia sprawiły, że odcięłam się na wiele lat od uczuć. Bałam się ich, zbyt bolały.
Wyszłam za mąż w pragnieniu zakochania się i osiągnięcia w małżeństwie stanu zaspokojenia wszystkich emocjonalnych potrzeb. Nie udało się, partner okazał się okaleczony pod względem emocjonalnym, zaburzony i odcięty również od uczuć.
Zmęczona własną samotnością i niezaspokojona emocjonalnie dałam anons. Poszukiwałam kogoś do kochania, do bliskości. Wydawałoby się, że kogoś takiego wyłuskałam spośród wielu nieciekawych, tuzinkowych facetów. Nie była to jednak zwykła znajomość, oparta na zasadach damsko-męskich. Od początku ogromne oczarowanie z mojej strony, bezkrytyczność, lęk, wyłączenie racjonalnego myślenia. Oto, po latach prób i błędów, znalazłam wreszcie tego jedynego. Niebanalna osobowość, demoniczny urok, mój typ, myślałam. Musze pielęgnować tę miłość, tę znajomość, nie mogę jej stracić. A sama traciłam zmysły, chudnąc, nie śpiąc po nocach, pisząc maile, wysyłając nagie zdjęcia, na które mój pan i książę wciąż miał apetyt. Nagie zdjęcia, nacinanie skóry, nowe pozycje, miejsca, gadżety. Wciąż więcej i mocniej dla niego.
Kilka spotkań, potajemnie, w pośpiechu. Dystans i chłód emocjonalny, jakby "karanie", w sytuacji, kiedy nie wykonywałam jego poleceń. Popadałam w obłęd niemalże usiłując utrzymać coś, co podskórnie czułam, że mnie niszczy. Powoli zaczęły pojawiać się syndromy wypalenia, lęku. Czułam, że coś jest nie tak, że ja tak nie chcę. Odsuwałam się od niego powoli, choć wciąż wracałam. Mijały tygodnie walki ze sobą. Zadałam sobie pytanie: a czego ja chcę? Czy ta relacja daje mi szczęście? Co ja dostaję? To był punkt wyjścia do zmiany. Wgląd w siebie, swoje poczucie własnej wartości, w potrzebę wolności, dały mi siłę, by powiedzieć nie. By nie bawić się w te klocki.
Jestem na etapie "odstawienia" narkotyku. Nie czuje się osamotniona, ponieważ mam wsparcie w samej sobie i przyjaciołach. Mam swoje hobby i mnóstwo zajęć. Jest mi lżej, swobodniej. Były jednak tygodnie, kiedy czułam smutek, żal, rozpacz, kiedy analizowałam całe swoje życie w poczuciu straty i krzywdy. Jednak podniosłam się i wracam do samej siebie, gdzie czuję się swobodnie i bezpiecznie.
Nie potrzebuję w najbliższym czasie już męskiego towarzystwa, a na pewno nie tak rozpaczliwie jak do tej pory. Uzmysłowiłam sobie, że to we mnie tkwi problem, który każe mi powtarzać niewłaściwe relacji z mężczyznami. Wiem, że muszę to przepracować i zrobię to. Wam też się uda, trzeba tylko być blisko siebie i lubić siebie.
Pragnę jeszcze dodać, że "uzależnienie od miłości", to tak samo silny, niekontrolowany i destrukcyjny nałóg, jak każdy inny. Ten przymus uwiedzenia i zatrzymania kogoś za wszelką cenę przypomina zupełnie chęć napicia się alkoholu bądź zażycia narkotyku. Co pomaga w wyjściu z nałogu? Realizm. Mocny, bolesny, zatrważający nawet. Zrozumienie konsekwencji własnych działań i odrzucenie fałszywych wyobrażeń. To trudna, ale chyba jedynie skuteczna droga. Od zatracenia, ku własnej wolności.

Pozdrawiam serdecznie:)
Sylwia (list z dn. 10.03.2014)

 

"Powrót na tę stronę i cuda po drodze"

Witajcie. Wróciłam tu po ponad 13 tygodniach. Trzynastu tygodniach "trzeźwości" i samotności z wyboru, które poprzedziło piekło uzależnienia od miłości i wizerunku, szeroko pojętego współuzależnienia oraz prostej drogi do alkoholizmu. Nie rokowałam dobrze dopóki bardzo życzliwa mi osoba w mocnych (delikatnie mówiąc) słowach nie podsumowała mojego dotychczasowego życia. Po imieniu zostało nazwane to kim się stałam przez moje "związki"... Metaforycznie, ale jednak zostało użyte słowo na k...I wtedy coś we mnie pękło. Wszystkich nałogów się po prostu odechciało, ale na początku było bardzo dziwnie. Nie chciałam powrotu dawnego życia, ale trochę bałam się nowego, ale nie poddałam się. Odliczałam każdą kolejną dobę i stwierdzałam, że jednak nie umarłam, świat się nie zmienił i tylko ja robiłam się inna. Teraz jestem silna, bo znam swoje słabości i choć przychodzą kryzysy (napady melancholii, poczucie, że zawsze będę sama. Może będę, ale jeśli w zgodzie ze sobą to co za problem?), ale umiem z nimi walczyć, bo wiem z czego wynikają. Jeśli mogę coś poradzić to czytajcie. O toksycznych związkach (tu właśnie znalazłam moje pierwsze książki), toksycznych rodzicach, dzieciństwie. Ja czytałam tak jakby moje życie od tego zależało i teraz wiem, że faktycznie tak było. O innych nałogach też, o DDA - wszystko. Szybko znalazłam grupową terapię i poszukam jeszcze nie jednej. Całą energię jaką trwoniłam na uszczęśliwianie kolejnego faceta, wpakowałam w siebie. I Wam też to radzę. Wszystkie/wszyscy wiemy ile potrafimy jej wygenerować dla innych. Ale koniec z tym, teraz pora na nas. Zdrowy egoizm i zero ustępstw. W moim przypadku świadomość przyczyn problemu to więcej niż pół sukcesu w leczeniu. Pracuję nad sobą w wymiarze psychicznym, mentalnym i fizycznym, kocham siebie coraz bardziej, ponoć się zmieniłam na lepsze, jestem szczęśliwa. Samotność dała mi wreszcie święty spokój, który zawsze ceniłam. Pamiętajcie, koniec świata będzie wtedy gdy spadnie deszcz siarki i ognia. Brak faceta nim nie jest. To tylko zmory i iluzje. Nic ponadto. Ściskam Was bardzo i życzę dużo siły i wiary w cuda, bo one są. Pisze Wam to żywy dowód i beznadziejnie nierokujący poprawy przypadek, który w tej chwili najbardziej kocha swoje własne towarzystwo.

Historia Eweliny H. - wpis w Księdze Gości z dn. 01.03.2014r.